10 września 2023, 00:35
Ojcostwo to bardzo odpowiedzialna rola.
Bez przekory; mam na myśli poświecenie czasu i uwagi swojemu dziecku, tyle ile będzie potrzebowało. Póki syn był niemowlakiem, poświęcanie czasu polegało głównie na pielęgnacji, dotyku, kołysaniu i śpiewaniu. Było to trudne, jednostronne. Cieszył każdy odwzajemniony uśmiech, każda reakcja zainteresowania na machanie pacynką przed oczami. Robiło się swoje, czas leciał i dziecko rosło. Grzechotki poszły w odstawkę (uff), etap miseczek i pokrywek też już za nami (mam nadzieję). Wreszcie, około półtora roku włączył się "protokół klocki" plastikowe DUPLO, drewniane i piankowe. Po przekroczeniu około dwóch lat, weszliśmy na etap "kółka". Wszystko co ma kółka, kręci się i jeździ jest WOW. I czekałem na ten moment. Im bardziej "dojrzała" zabawa, czy też zabawka, tym dorosły chłop - ojciec, może się bardziej wykazać kreatywnością w zabawie. Jedno łączy te wszystkie etapy. Poświęcony czas.
To, że synek ciągnie do autek, do klocków, do zabawy garażem, to efekt codziennej pracy. Codziennego siadania na dywanie, rozrzucania zabawek, budowania, burzenia, pokazywania jak można ustawić drogę, most, jak zbudować wieżę z klocków i jak układać parking z samochodzików. Dzień po dniu, zabawa z dzieckiem. I teraz, nawet jak nie mam kompletnie nastroju na zabawę, boli głowa po dniu w pracy, czy też w chwili kompletnego zniechęcenia do siadania na dywan, widzę, że synek ma już nawyk do zabawy samemu. Polubił to, nauczył się. Cieszy go to. Do tego dochodzą jakby predyspozycje samego charakteru. Synek jest spokojny, potrafi zająć się sobą i bawić długo. To wszystko zostało jeszcze pozytywnie wzmocnione przez otoczenie. W tym kontekście nie wypada nie wspomnieć o czytaniu i oglądaniu książeczek, spacerach, poświęconym czasie w ogrodzie, na spacerach, na rowerze przez pozostałych najbliższych. Podzieliliśmy się obowiązkami i de facto moją domeną stały się zabawy "na dywanie". Nie wiem czy dałbym radę nawet w procencie tak się zaangażować w dbaniu o ubrania, buty, jakieś zdrowe przekąski i i inne cuda, które ogarnia moja żona. Na pewno nie. Tymczasem na mojej głowie jest wybór zabawek, ich rotacja, a także spędzanie czasu z dzieckiem na poziomie podłogi. I super.
Koła autobusu kręcą się... kręcą się...
Mając za sobą ten parentingowy wstęp, przejdę do tematu wpisu. Autka. Resoraki. Wiedziałem, że ten etap nadejdzie. Nadszedł nawet za szybko, bo synek ma dwa i pół roku, a z uwagi na rozpoczęcie metody Tomatisa, mającej na celu wesprzeć go w poprawie odbioru bodźców słuchowych i w efekcie wpłynąć pozytywnie na rozwój mowy, konieczne było udostępnienie zabawek przykuwajacych uwagę. Czegoś innego. Normalnie do zabawy DUPLO, a w czasie słuchania: te mniejsze - LEGO (pod nadzorem oczywiście). Normalnie duże auta, z napędem, a w czasie słuchania - małe resoraki: Hot wheelsy. Wszystko, by nie ściągał słuchawek. Tzw. "zakazane zabawki" to był strzał w dziesiątkę.
Wkręciło się dziecko, wkręcił się ojciec. Jak zwykle.
W skrócie, nie spodziewałem się, że w dzisiejszych czasach zabawa autkami może być tak satysfakcjonująca. Temat Lego jest mi dobrze znany, a resoraki to dla mnie nowość. Oczywiście, jak byłem mały to też się bawiłem z ojcem autkami. Jako dziecko inaczej patrzy się na zabawki niż dorosły. Dorosły idzie do sklepu i musi wybrać, a wybór jest ogromny. Rozpiętość cenowa spora. Różnice w jakości i rozmiarach też duże. Słowem, jest w czym wybierać. I dobrze. Rolą ojca jest tutaj odpowiednio rozpoznać potrzeby i dobrać właściwe zabawki.
MATCHBOX Action Drivers. Obrazek ze strony https://m.ceneo.pl/105040745
Z tego co się orientuję patrząc po sklepowych i internetowych półkach, a muszę zaznaczyć, że jestem nowicjuszem w temacie (forów i grup o resorakach nie śledzę), mogę powiedzieć, że Hot Wheelsy (HW) są bardziej kaskaderskie, do jazdy po torach, wyrzutniach i serpentynach. Muszą być efektywne skoki, upadki i kraksy. Matchboxy (MB), raczej służą do spokojniejszej zabawy w prawdziwe miasto. Można to rozpoznać po samych samochodzikach, HW to często wymyślne maszyny, ale nie brakuje też prawdziwych pojazdów. MB to stricte prawdziwe odpowiedniki pojazdów. Oczywiście jest seria HW "City", ale w większości to budowle zaatakowane przez dzikie bestie (smoki, krokodyle, dinozaury, gigantyczne skorpiony czy meduzy), a przez ich paszcze i po ich cielskach można przejechać z dużą prędkością i próbować uniknąć ugryzienia. Za to w MB możemy zbudować prawdzie miasto gdzie straż pożarna jedzie gasić pożar, a nie do walki z ogromnym rekinem. Plus - obie marki to linie jednej firmy: Mattel, dzięki czemu jest to tak zorganizowane, że autka są podobnej wielkości, budowle można łączyć ze sobą drogami miejskimi które pasują do siebie nawzajem. Biorąc do ręki na przykład taką samą policję HW i MB różnice są niewielkie.
To jeszcze dwa słowa o jakości HW i MB. Jest dobrze, ale bez przesady. Jak dziecko naciśnie całym ciałem, to pewnikiem skrzywi ośki, a autko zamiast do przodu, będzie mocno skręcać. Dlatego, raczej nie nadają się na pierwszy kontakt dziecka z autkami (tu lepsze będą duże, drewniane lub plastikowe z napędem). Na drugi kontakt, owszem.
"Cena jest taka ogromna, pod jednym warunkiem, że to będzie cash"
Co do ceny; praktycznie między HW i MB nie ma większych różnic. Najczęściej, jeżeli jakiś sklep oferuje obie marki, to ma je w tych samych cenach. Mówię to oczywiście o podstawowych autkach, bo są jeszcze autka premium dla kolekcjonerów (tutaj sky is the limit), ale rzadko można je spotkać w zwykłym sklepie z zabawkami. Gdzie my kupujemy? - najczęściej w PEPCO, Lidl, Rossman, Kaufland. Ale widziałem także w Empiku. Rozpiętość cenowa spora. Najtaniej gdzie widziałem autka obu marek, to tzw. "kosz" w Tedim, gdzie można znaleźć nawet po 6 zł w dobrym stanie, ale jest tam sporo odrzutów. Najdrożej, w jakimś lokalnym sklepie z zabawkami w Galerii Jordanowskiej - ponad 16 zł, za odrzuty w średnim stanie.
HOT WHEELS City. Obrazek ze strony https://shop.mattel.com
I na koniec, u nas funkcjonuje to tak:
1. Garaż Wader dwupiętrowy z windą - do niego super sprawdzają się autka metalowe niemieckiej firmy SIKU. Są troszkę większe niż resoraki Hot Wheels czy Matchbox, ale fajnie pasują do zjazdów, windy, podnośnika, myjni garażu, są wytrzymałe i odporne. Wytrzymają nacisk, nieopatrzne nadepnięcie czy rzut o podłogę. Świetne na początek zabawy z autkami. Początkowo byłem do nich sceptyczny, ale tu piątka dla synka. Po prostu wybrał sam w sklepie to pierwsze autko i ojciec kupił. Jedynie co, to faktycznie - nie są tanie (plus minus 16-25 zł za sztukę). Ale za jakość warto zapłacić.
SIKU. Obrazek ze strony https://www.ebay.pl/itm/311943360959
2. Pudło z autkami Hot Wheels - na razie udostępniane tylko na czas sesji Tomatisa, albo gdy trzeba zaradzić jakiemuś dużemu kryzysowi. Docelowo, tak za maksimum rok będzie już na pewno w codziennym użyciu. W końcu to zabawka 3+. Póki co, tak co sesję (co miesiąc, półtora) dokupujemy jakiś element "City" czy parę samochodzików.
3. Rozwijana mata-dywan z ulicami, budowlami i znakami drogowymi. Świetna by wspomóc wyobraźnię i pomóc ustawić prawdziwy parking. Minus - kot lubi ją drapać.
A w planach mamy:
Rozbudowa miasta Hot Wheels, jeszcze o parę elementów. Np. Atak ośmiornicy, czy rajdowy warsztat samochodowy. Dodatkowo na pewno Matchboxowa remiza strażacka i posterunek policji - tego tłumaczyć nie trzeba. Jeszcze bardzo ciekawym zestawem z Matchbox, jest "Wulkan", z windą i ekstremalnymi zjazdami dla terenówek. Robi duże wrażenie. Myślę, że straż pożarna z Matchboxa pojawi się u nas w okolicy grudnia, na Mikołaja lub pod choinkę.
Z resoraków to tyle, większe autka też są, takie z napędem, ale o nich (jeśli w ogóle) innym razem.
Pozdrawiam ciepło i serdecznie
Z głębin