Pool of Radiance – po połowie gry


19 lipca 2023, 08:08

W dzieciństwie, które przecież było nie tak dawno, dostałem od Miko… Rodziców, prezent w którym oprócz słodyczy, była gra… Icewind Dale z dodatkiem Heart of Winter wydana w ekstra klasyce. Niebieskie pudełko, przepiękna grafika i cudowne wspomnienia. Mało wtedy z tego rozumiałem, a jako gracz RTS-ów czy turówek pokroju Heroes-ów, nie miałem doświadczenia w grach RPG, więc opuszczenie pierwszej planszy czyli Easthaven zajęło mi trochę czasu.

 

Po latach, kiedy w 2020 r. wróciłem rekreacyjnie (na poważnie) do gier komputerowych, na cel wziąłem innego tytana. Klasykę gatunku, kultowego pierwszego Baldura. Nie rozpisując się, świat Forgotten Realms wciągnął mnie nosem niczym Tuco Salamanca działkę mety. A po skończeniu ciągiem dwójki z dodatkiem, miałem wrażenie cytując klasyka, że „Pan Jezusek bosą stópką przeszedł” po ekranie. Zacząłem przy tym zgłębiać Lore, a potem odkryłem książki przygodowe.

 

I co dalej?

 

I jako pierwszą przeczytałem książkę Sadzawka Blasku: Ruiny Myth Drannor autorstwa Carrie BebrisPo świeżym skończonym Tronie Baala byłem bardzo optymistycznie nastawiony i dawałem nowej historii ogromny kredyt zaufania. I „pech” chciał, że książka mi „siadła”, była naprawdę niezła.

 

I co dalej w kwestii grania?


Zastanawiałem się, czy sięgać po znane mi acz nieograne jeszcze Neverwinter Nights, czy spróbować czegoś nowego, a mianowicie Pool of Radiance: Ruins of Myth Drannor. Po przeczytaniu kilku recenzji które miażdżyły tę grę, jej sterowanie, toporność i nudność, zamiast odpuścić, to jeszcze bardziej się zaciekawiłem. Lubię wyzwania. Stwierdziłem, że dam jej szansę; no przecież co się może stać, skoro książka była niezła, to fabuła gry nie będzie przecież tragiczna.

 

 

I nie była, ale nie o fabułę tu poszło.


I gram. Wolno. W październiku będzie rok grania, co prawda weekendowego, ale jednak. Po parę godzin, czasem uda się ze dwie godziny w tygodniu, czasem cztery w weekend. I to się ciągnie. Była też chwila przerwy na przechodzenie Bitwy o Śródziemie, była przerwa na parę mapek z Heroes II czy mapę Anglii w Lords of the Realm II, a nawet Noitę. Potem zmotywowałem się by wrócić. I gram nadal. Na dodatek, gram z solucją co powinno przyśpieszyć rozgrywkę. A gdzie tam! Guzik.


Co jest nie tak z tą grą?


Jest po prostu w trzy de długa. Lochy są ogromne, surowe i monotonne. Jest mnóstwo oddzielnych turowych walk, a każda potrafi trwać w nieskończoność. Bywają tury, że żadna z postaci nie zada obrażeń. Każdy ma czas na reakcję. Dużo czasu. Do tego dochodzi ślamazarne poruszanie się przeciwników – a już umarlaków jak szkielety czy zombie w szczególności. Bardzo to przeszkadza w trybie walki; swoją turę możesz zakończyć jednym klawiszem, a obraz człapiącego przeciwnika musisz oglądać. 


Graficznie fajnie, naprawdę. Detale są widoczne. Szczegółowość przyjemna, zwłaszcza jak na 2001 rok. Założone elementy uzbrojenia są widoczne na modelu postaci. Przełomowy Warcraft III wyszedł niecały rok później, a wygląda w mojej opinii gorzej.


Muzyka daje radę. Jest oszczędna ale i klimatyczna, potrafi budować nastrój podziemi. Szkoda, że utwór do walki jest tylko jeden, na szczęście nie jest irytujący, i nawet można się przyzwyczaić.


Natomiast trochę uporczywy jest sposób zarządzania ekwipunkiem. W innych grach z tego okresu, czy nawet starszych – np. Diablo I, działa to wygodniej i płynniej. Przenoszenie sprzętów, porządkowanie ekwipunku, zdejmowanie i zakładanie wyposażenia. Jest w tym jakaś taka toporność

 


Tyle na ten moment. Opiszę wrażenia po ukończeniu w całości. Mam nadzieję że najgorsze już widziałem. 

 

Pozdrawiam ciepło i serdecznie


Z głębin

 

Linki: 

https://www.pcgamingwiki.com - obrazek z gry

www.gry-online.pl/gry/pool-of-radiance-ruins-of-myth-drannor

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz