Najnowsze wpisy


Kickstarter
04 maja 2024, 23:18

 

W ostatnim roku miały miejsce dwie ważne kampanie crowdfundingowe w których wziąłem udział. Obie dotyczyły gier planszowych; obie mnie mocno rozpaliły; obie odniosły ogromny sukces, ale tylko jedną zasponsoruję bardziej niż symbolicznym 1 dolarem.


Na wstępie może wyjaśnię o czym w ogóle piszę. Crowdfunding, czyli crowd-tłum oraz funding-finansowanie, to nic innego jak zrzutka czy też zbiórka pieniędzy na realizację jakiegoś ciekawego pomysłu, projektu, zadania (wydanie płyty muzycznej przez niszowy zespół, nowa gra planszowa/komputerowa/ trasa koncertowa/wydanie komiksu czy książki itd.). By podać jasny przykład: tak są finansowane popularne w Polsce zrzutki na leczenie dzieci za granicą, co wymaga nierzadko milionowych nakładów finansowych (np. za pomocą portalu Siepomaga.pl lub Zrzutka.pl). Czymś jeszcze innym jest trwałe, a nie jednorazowe wspieranie twórców internetowych, którzy na bieżąco dzielą się owocami swojej pracy ze wspierającymi (np. Patronite). Cele są różne, jedne bardziej inne mniej szczytne. W każdym razie, to Ty decydujesz komu wrzucisz do skarbonki.


I tak, wracając, w ubiegłym roku świat oszalał na punkcie pomysłu przeniesienia legendarnej gry komputerowej „Heroes III” na grę planszową. W skrócie, autorzy pomysłu (notabene Polacy) otworzyli kampanię wsparcia w portalu Kickstarter i założyli, że do ufundowania gry potrzebują 50.000,00 €. Po miesiącu mieli na koncie 3.834.885,00 €, a projekt wsparło ponad 26 500 osób (w tym ja). Pełne informacje o kampanii, postawionych i osiągniętych celach w linku poniżej:


https://www.kickstarter.com/projects/archonstudio/homm3boardgame/description


Projekt można było wspierać za pomocą wpłat w kilku zakresach od 1 do 199 €. Przy czym wpłacając 75 € otrzyma się własny egzemplarz gry. Im wyższy poziom wsparcia, tym więcej bonusów i dodatków ujawnianych w toku kampanii można otrzymać po jej zakończeniu. Za 1 euro gry nie otrzymasz, ale kupujesz prawo do późniejszej decyzji (już po ew. ufundowaniu projektu) czy złożyć zamówienie (to tak zwane: „podążaj za kampanią”).
W powyższej kampanii udzieliłem taktycznego wsparcia na poziomie 1€ i czekałem na rozwój wypadków, by mieć pełen obraz osiągniętych celów (a także więcej czasu do namysłu). Kwota za zestaw, który mnie interesował (czyli gra i wszystkie dodatki) to ponad 200 € licząc jeszcze dostawę. Przeciągałem decyzję, ile się dało i w końcu – nie zdecydowałem się. Nie było mi żal, ba, nawet poczułem ulgę.


Minął rok, wydawca zaczął realizować dostawy na cały świat, a tymczasem na lokalnych portalach (zwłaszcza Olx) zaczęły jak grzyby po deszczu wypływać oferty sprzedaży kompletnych zestawów gry, zwłaszcza z najwyższego poziomu wsparcia. Nowe, jak i „nowe” tj. raz użyte. Tego się spodziewałem, gdy rozważałem zakup. I jasne, oczywistym jest, że będzie spora grupa chętnych zarobić na bonusach z kickstartera, zwłaszcza że zestawy po dwieście euro wystawiają za dwa ponad tysiące złotych. Szkopuł w tym, że tych ofert jest bardzo dużo. Wątpię, by znalazła się teraz spora grupa chętnych na tak duży wydatek. To musiałby by być osoby, które przegapiły kampanię w internecie, a biorąc pod uwagę target, tj. społeczność gamingowa, czy też retrogamingowa, to raczej pula klientów jest już dawno wyczerpana. Tak wiele ofert raczej jest objawem czegoś innego. Jeden z oferentów nawet w opisie nie ukrywał, dlaczego sprzedaje:

 

>> Screen z oferty na OLX (tak, tyle jest tych pudeł)

 

 

Co jest nie tak z tym sukcesem?


Gra jest ogromna, bardzo rozbudowana, zawiera mnóstwo elementów i mechanik. Z samych filmów tłumaczących podstawy rozgrywki, już na etapie kampanii było widać, że tak zwany poziom wejścia jest bardzo wysoki. Najprościej rzecz ujmując: jej zasad nie opanuje rodzina zebrana na urodzinach mając dwie czy trzy godziny, jak to miało miejsce w przypadku komputerowego odpowiednika (tryb hot seat, czyli „gorące pośladki” tj. nawet 8 graczy przy jednym komputerze, na zmianę). Samo przygotowanie gry do rozpoczęcia (tzw. Setup gry) pożera moim zdaniem ogrom czasu. A jeśli samo wyciągnięcie gry z pudełka, poukładanie kafelków, rozłożenie figurek, planszy, wytłumaczenie zasad komuś z kim zagrasz pierwszy raz zajmuje więcej niż 5 minut, to z pewnością nie będzie to gra która będzie gościła często na stole. 


Osoby doświadczone, zgrane zespoły znajomych którzy spędzają całe wieczory na trudnych i skomplikowanych grach na pewno są zadowolene, dla nich to strzał w dziesiątkę, ale dla fana gry komputerowej, który w przypływie nostalgii wsparł wydanie gry, taka gra planszowa może okazać się bardzo trudna. Uważam, że gra choć wydana przepięknie, dla sporej grupy klientów będzie jedynie elementem kolekcjonerskim (figurki), bo mało kto będzie chciał w to grać. I właśnie do takich wniosków doszedłem na etapie decydowania o jej zakupie w trakcie kampanii. Nie będę miał z kim w taką grę grać, pomimo, że jestem w stanie zebrać kilka osób do gier, to raczej preferujemy gry prostsze, łatwiejsze i powiedzmy… zawierające mniej negatywnej interakcji. A namówić Żonę na zagranie w grę „jeden na jednego”, to nie lada wyzwanie.

 

Drugą kampanią, także na Kickstarterze, był świeżo zakończony „Super Boss Monster”. To prosta gra karciana o budowaniu podziemi, wydana (także dzięki wsparciu społeczności) już ponad 10 lat temu. Tym razem, Super Boss Monster prezentuje się nietypowo: wreszcie (!) pojawia się tryb gry jednoosobowy jako alternatywa (a dla mnie ten tryb jest docelowy), dochodzi też plansza miasta i wiele nowych kart. Autorzy chcieli zebrać 50.000 $, a otrzymali 1.339.314,00 $. Wydawanie gry wsparło 14 777 osób. 1 maja otworzył się menadżer zakupów dla podążających za kampanią. I już wiem, że złożę spore zamówienie. Szczegóły dla dociekliwych pod linkiem:


https://www.kickstarter.com/projects/brotherwise/super-boss-monster/description

 

Plusy dodatnie i plusy ujemne?

 

Ogromnym plusem jest tryb jednoosobowy. Wiem, że w większości to jego będę wykorzystywać, niczym pasjansa. Sytuacja jest więc odwrotna do kampanii wsparcia planszówki Heroesa III, inwestuję w coś, dzięki czemu już nie będę zależny od dostępności innych graczy. Dlatego jestem pewien, że Boss Monster nie będzie się kurzył na półce.


Kolejny plus – mogę dowolnie używać i mieszać wszystkie obecnie posiadane karty, a jest tego sporo, bo na półce stoją trzy duże Boss Monstery i cztery małe dodatki.

 

Plus plus – otwarty menadżer zakupów umożliwia dobranie do paczki zestawów kart wydanych w Polsce tylko w ramach dużego Big Boxa.


Jedynym minusem dla mnie jest angielska wersja gry i dodatków. Nie dla tego, że nie rozumiem go, bo jest dalece inaczej, a dlatego, że w takim wypadku, będę miał komplet Boss monstera w dwóch językach. Z drugiej strony, jaka jest szansa, że polski wydawca – Muduko (nastepca Trefl Jocker Line) wyda tę grę w Polsce, powiedzmy za dwa/trzy lata? Myślę, że niewielka. Ostatnia, dziesięcioletnia edycja podstawowego bossa, nie została wydana. Skurczybyki z Muduko nawet na facebooku słowem się nie zająknęli o tym, mimo że wysyłałem im zapytania.

 


Pozdrawiam ciepło i serdecznie

 

Z głębin

Jeszcze więcej klocków
31 grudnia 2023, 14:54

 

Kiedy wracałem do LEGO hobby (a po podziale klocków między braci, przypadło mi 14 zestawów) nie spodziewałem się, że klocki mogą zajmować tyle miejsca. A ponieważ poszukuję tylko takich zestawów które są w komplecie z pudełkiem i instrukcją, to od pewnego czasu problemem zaczęły być kończące się wolne półki i schowki. Nie chcąc by kolekcja wyleciała w całości na strych, z ciężkim sercem, postanowiłem nie powiększać jej w nieskończoność, tylko osiągnąć magiczną liczbę 100 zestawów.

 

To może miejsce na małą anegdotę; na chwilę przed ślubem kupowałem przez popularny portal do wymiany przedmiotów zestaw 6038 (Wolfpack Renegades) z odbiorem osobistym. Przy odbiorze zapytałem faceta dlaczego sprzedaje taki zestaw (stan świetny i niedrogo). Otrzymałem odpowiedź: "musiałem się na coś zdecydować: klocki albo komiksy". Wybrał te drugie. 

 

Lata mijają (zaraz będzie nowy 2024 rok), a starannie przygotowana lista z której skreślam kolejne zestawy, staje się coraz krótsza.

 

I tak, w listopadzie, w urodziny, udało mi się osiągnąć liczbę 80! A w zasadzie 81, bo z niespodziewanej strony wpadł zestaw numer 81, całkiem spoza listy. Do listy, nie wliczam zestawów COBI (zrobię o nich wpis) oraz ewentualnych podróbek (o tym też będzie wpis). Uzbierało się tego naprawdę dużo. Dwa lata temu było niecałe 60 i zrobiłem zbiorcze zdjęcie całości. Teraz przy osiemdziesięciu, postanowiłem powtórzyć podsumowanie.  

 

Tak się prezentuje całość kolekcji:

 

 

>> Całość kolekcji, stan bieżący (na 31.12.2023 r.)

 

Jak widać, lata 90-te królują, ale jest i trochę nowych, między innymi seria Jungle z 2017. Kolejne zdjęcie podsumowujące planowane jest najwcześniej za dwa lata, a może dopiero przy tym setnym zestawie. W każdym razie nie wcześniej. Samo wyciągnięcie i schowanie tych wszystkich zestawów też zajmuje coraz więcej czasu. Na zdjęciu nie ma też zestawów które czekają na mojego synka w osobnym pudle :-)

 

Może kolejne zdjęcie zrobimy wspólnie. 

 

Pozdrawiam ciepło i serdecznie

 

Z głębin

 

Autka
10 września 2023, 00:35

 

 

Ojcostwo to bardzo odpowiedzialna rola. 

 

Bez przekory; mam na myśli poświecenie czasu i uwagi swojemu dziecku, tyle ile będzie potrzebowało. Póki syn był niemowlakiem, poświęcanie czasu polegało głównie na pielęgnacji, dotyku, kołysaniu i śpiewaniu. Było to trudne, jednostronne. Cieszył każdy odwzajemniony uśmiech, każda reakcja zainteresowania na machanie pacynką przed oczami. Robiło się swoje, czas leciał i dziecko rosło. Grzechotki poszły w odstawkę (uff), etap miseczek i pokrywek też już za nami (mam nadzieję). Wreszcie, około półtora roku włączył się "protokół klocki" plastikowe DUPLO, drewniane i piankowe. Po przekroczeniu około dwóch lat, weszliśmy na etap "kółka". Wszystko co ma kółka, kręci się i jeździ jest WOW. I czekałem na ten moment. Im bardziej "dojrzała" zabawa, czy też zabawka, tym dorosły chłop - ojciec, może się bardziej wykazać kreatywnością w zabawie. Jedno łączy te wszystkie etapy. Poświęcony czas.

 

To, że synek ciągnie do autek, do klocków, do zabawy garażem, to efekt codziennej pracy. Codziennego siadania na dywanie, rozrzucania zabawek, budowania, burzenia, pokazywania jak można ustawić drogę, most, jak zbudować wieżę z klocków i jak układać parking z samochodzików. Dzień po dniu, zabawa z dzieckiem. I teraz, nawet jak nie mam kompletnie nastroju na zabawę, boli głowa po dniu w pracy, czy też w chwili kompletnego zniechęcenia do siadania na dywan, widzę, że synek ma już nawyk do zabawy samemu. Polubił to, nauczył się. Cieszy go to. Do tego dochodzą jakby predyspozycje samego charakteru. Synek jest spokojny, potrafi zająć się sobą i bawić długo. To wszystko zostało jeszcze pozytywnie wzmocnione przez otoczenie. W tym kontekście nie wypada nie wspomnieć o czytaniu i oglądaniu książeczek, spacerach, poświęconym czasie w ogrodzie, na spacerach, na rowerze przez pozostałych najbliższych. Podzieliliśmy się obowiązkami i de facto moją domeną stały się zabawy "na dywanie". Nie wiem czy dałbym radę nawet w procencie tak się zaangażować w dbaniu o ubrania, buty, jakieś zdrowe przekąski i i inne cuda, które ogarnia moja żona. Na pewno nie. Tymczasem na mojej głowie jest wybór zabawek, ich rotacja, a także spędzanie czasu z dzieckiem na poziomie podłogi. I super. 

 

Koła autobusu kręcą się... kręcą się...

 

Mając za sobą ten parentingowy wstęp, przejdę do tematu wpisu. Autka. Resoraki. Wiedziałem, że ten etap nadejdzie. Nadszedł nawet za szybko, bo synek ma dwa i pół roku, a z uwagi na rozpoczęcie metody Tomatisa, mającej na celu wesprzeć go w poprawie odbioru bodźców słuchowych i w efekcie wpłynąć pozytywnie na rozwój mowy, konieczne było udostępnienie zabawek przykuwajacych uwagę. Czegoś innego. Normalnie do zabawy DUPLO, a w czasie słuchania: te mniejsze - LEGO (pod nadzorem oczywiście). Normalnie duże auta, z napędem, a w czasie słuchania - małe resoraki: Hot wheelsy. Wszystko, by nie ściągał słuchawek. Tzw. "zakazane zabawki" to był strzał w dziesiątkę. 

 

Wkręciło się dziecko, wkręcił się ojciec. Jak zwykle. 

 

W skrócie, nie spodziewałem się, że w dzisiejszych czasach zabawa autkami może być tak satysfakcjonująca. Temat Lego jest mi dobrze znany, a resoraki to dla mnie nowość. Oczywiście, jak byłem mały to też się bawiłem z ojcem autkami. Jako dziecko inaczej patrzy się na zabawki niż dorosły. Dorosły idzie do sklepu i musi wybrać, a wybór jest ogromny. Rozpiętość cenowa spora. Różnice w jakości i rozmiarach też duże. Słowem, jest w czym wybierać. I dobrze. Rolą ojca jest tutaj odpowiednio rozpoznać potrzeby i dobrać właściwe zabawki.

 

MATCHBOX Action Drivers.   Obrazek ze strony https://m.ceneo.pl/105040745

 

Z tego co się orientuję patrząc po sklepowych i internetowych półkach, a muszę zaznaczyć, że jestem nowicjuszem w temacie (forów i grup o resorakach nie śledzę), mogę powiedzieć, że Hot Wheelsy (HW) są bardziej kaskaderskie, do jazdy po torach, wyrzutniach i serpentynach. Muszą być efektywne skoki, upadki i kraksy. Matchboxy (MB), raczej służą do spokojniejszej zabawy w prawdziwe miasto. Można to rozpoznać po samych samochodzikach, HW to często wymyślne maszyny, ale nie brakuje też prawdziwych pojazdów. MB to stricte prawdziwe odpowiedniki pojazdów. Oczywiście jest seria HW "City", ale w większości to budowle zaatakowane przez dzikie bestie (smoki, krokodyle, dinozaury, gigantyczne skorpiony czy meduzy), a przez ich paszcze i po ich cielskach można przejechać z dużą prędkością i próbować uniknąć ugryzienia. Za to w MB możemy zbudować prawdzie miasto gdzie straż pożarna jedzie gasić pożar, a nie do walki z ogromnym rekinem. Plus - obie marki to linie jednej firmy: Mattel, dzięki czemu jest to tak zorganizowane, że autka są podobnej wielkości, budowle można łączyć ze sobą drogami miejskimi które pasują do siebie nawzajem. Biorąc do ręki na przykład taką samą policję HW i MB różnice są niewielkie.

 

To jeszcze dwa słowa o jakości HW i MB. Jest dobrze, ale bez przesady. Jak dziecko naciśnie całym ciałem, to pewnikiem skrzywi ośki, a autko zamiast do przodu, będzie mocno skręcać. Dlatego, raczej nie nadają się na pierwszy kontakt dziecka z autkami (tu lepsze będą duże, drewniane lub plastikowe z napędem). Na drugi kontakt, owszem. 

 

"Cena jest taka ogromna, pod jednym warunkiem, że to będzie cash"

 

Co do ceny; praktycznie między HW i MB nie ma większych różnic. Najczęściej, jeżeli jakiś sklep oferuje obie marki, to ma je w tych samych cenach. Mówię to oczywiście o podstawowych autkach, bo są jeszcze autka premium dla kolekcjonerów (tutaj sky is the limit), ale rzadko można je spotkać w zwykłym sklepie z zabawkami. Gdzie my kupujemy? - najczęściej w PEPCO, Lidl, Rossman, Kaufland. Ale widziałem także w Empiku. Rozpiętość cenowa spora. Najtaniej gdzie widziałem autka obu marek, to tzw. "kosz" w Tedim, gdzie można znaleźć nawet po 6 zł w dobrym stanie, ale jest tam sporo odrzutów. Najdrożej, w jakimś lokalnym sklepie z zabawkami w Galerii Jordanowskiej - ponad 16 zł, za odrzuty w średnim stanie. 

 

HOT WHEELS City.   Obrazek ze strony https://shop.mattel.com

 

I na koniec, u nas funkcjonuje to tak:

 

1. Garaż Wader dwupiętrowy z windą - do niego super sprawdzają się autka metalowe niemieckiej firmy SIKU. Są troszkę większe niż resoraki Hot Wheels czy Matchbox, ale fajnie pasują do zjazdów, windy, podnośnika, myjni garażu, są wytrzymałe i odporne. Wytrzymają nacisk, nieopatrzne nadepnięcie czy rzut o podłogę. Świetne na początek zabawy z autkami. Początkowo byłem do nich sceptyczny, ale tu piątka dla synka. Po prostu wybrał sam w sklepie to pierwsze autko i ojciec kupił. Jedynie co, to faktycznie - nie są tanie (plus minus 16-25 zł za sztukę). Ale za jakość warto zapłacić. 

 

 

SIKU.   Obrazek ze strony https://www.ebay.pl/itm/311943360959

 

2. Pudło z autkami Hot Wheels - na razie udostępniane tylko na czas sesji Tomatisa, albo gdy trzeba zaradzić jakiemuś dużemu kryzysowi. Docelowo, tak za maksimum rok będzie już na pewno w codziennym użyciu. W końcu to zabawka 3+. Póki co, tak co sesję (co miesiąc, półtora) dokupujemy jakiś element "City" czy parę samochodzików. 

 

3. Rozwijana mata-dywan z ulicami, budowlami i znakami drogowymi. Świetna by wspomóc wyobraźnię i pomóc ustawić prawdziwy parking. Minus - kot lubi ją drapać. 

 

A w planach mamy:

 

Rozbudowa miasta Hot Wheels, jeszcze o parę elementów. Np. Atak ośmiornicy, czy rajdowy warsztat samochodowy. Dodatkowo na pewno Matchboxowa remiza strażacka i posterunek policji - tego tłumaczyć nie trzeba. Jeszcze bardzo ciekawym zestawem z Matchbox, jest "Wulkan", z windą i ekstremalnymi zjazdami dla terenówek. Robi duże wrażenie. Myślę, że straż pożarna z Matchboxa pojawi się u nas w okolicy grudnia, na Mikołaja lub pod choinkę. 

 

Z resoraków to tyle, większe autka też są, takie z napędem, ale o nich (jeśli w ogóle) innym razem. 

 

 

Pozdrawiam ciepło i serdecznie

 

Z głębin

 

Cukier
25 sierpnia 2023, 14:44

 

Wracając z wakacji, wpadłem prosto w wir nowej pracy. Zmiany są naprawdę bardzo wyczerpujące. A, że już powoli się uspokajam z tych stresów i nerwów, to czas na nowy wpis. Dzisiaj o uzależnieniach. O cukrze.

 

Śmiałem się swego czasu, jak w intrze do serialu kabaretowego pt. Spadkobiercy, chyba emitowanego na TV4, przedstawiali postacie, w tym: "Harry, uzależniony od wszystkiego". A dzisiaj, zastanawiam się, czy przypadkiem nie jest tak z każdym z nas. Dochodzę do wniosku, że dzisiejszy świat wytworzył mnóstwo uzależniaczy, które wciągają nas, w wir, i okradają, okradają ze zdrowia, ale i z tego czego nie odzyskamy - czasu. Na przykład, tracąc zdrowie przez alkohol, stracisz również czas na walkę o jego odzyskanie. Na odwiedzanie lekarzy, terapeutów, czas spędzony w aptece i w drodze do niej. 

 

Piłeś? -nie, Palisz? -nie, Narkotyki? -nie, ... a może cukier!?

 

A dzisiaj cukier biorę na celownik. Bo jest moim zdaniem najgorszym uzależniaczem. I boli, boli jego odstawienie. Im więcej czytam, oglądam mądrości w Internecie, uświadamiam się - tym bardziej boli. To u mnie trudniejsze niż odstawienie całkowite alkoholu, bo nigdy dużo nie piłem. A cukier, to już tradycja. Ojciec piekł ciasta. Żona piecze - wybornie. Od okazji do okazji. Co chwilę, zamówienia na ciasta, na torty. Mikser fruwa. Cukier się sypie. To, że jego całkowite odstawienie jest praktycznie niemożliwe - bo wszystko zawiera cukier, jest dla mnie bezdyskusyjne. Trzeba gdzieś wyważyć. Czas zaangażowania. Bo jasne, można uganiać się za produktami "zero", wydać kupę forsy, a przy tym może i mieć satysfakcję - "żyję w trybie zero cukru!". A z drugiej strony, wolę zrobić normalne świadome zakupy w normalnym sklepie po drodze z pracy, wiedząc że nawet jak dołożę staranności w wyborze produktów, to ten cukier i tak będzie przemycony. Póki co, walce o tryb zero, eko sreko nie podporządkuję się całkowicie. Bo szkoda mi czasu. Trudno. Napisałbym, że trzeba znaleźć umiar - ale nauczony doświadczeniem alkoholu - nie ma umiaru: każda, nawet najmniejsza dawka etanolu może spowodować mutacje kancerogenne w organizmie.  

 

Tak właśnie opowiadał R. Rutkowski w programie u Jana Śpiewaka, gdy opisywał wpływ alkoholu. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie i można powiedzieć, że otworzyło oczy. Od tamtej pory nie piję alkoholu, od czerwca, ale zawsze. Potem wizyta u dziadków i kolejne refleksje. Czy i u mnie może rozpocząć się jakaś choroba, która będzie powoli odcinać od zdolności motorycznych lub umysłowych. Na pewno. Więc co mogę zrobić już teraz by to zminimalizować? Teraz chciałbym postawić kolejny krok. Ograniczyć, na ile się da cukier.

  

Szukam siły, by wytrwać. By nie ulec widząc ciasto w lodówce. Bądźmy szczerzy, chyba mało kto, a przynajmniej z mojego otoczenia słodzi. Cukier, to nie jest ta łyżeczka białego proszku z reklamy, co po zjedzeniu nas zabije. A chyba tak się go przedstawia. Butelka coli - tyle a tyle gram, i najlepsze - przeliczanie na łyżeczki. Dwadzieścia łyżeczek! TRZYDZIEŚCI! Na kim to robi wrażenie? Cukier wygląda jak ta babeczka na obrazku wyżej. To ten ładny batonik, to paczka żelków, to nawet jogurt naturalny. Jest wszędzie i osłabia organy wewnętrzne, usypia. Jak działa na organizm i do jakich chorób prowadzi, to można znaleźć w Internecie. Jest o tym mnóstwo wiedzy, praktycznie wszędzie. Kto chce, ten podejmie walkę. 

 

To też nie żaden spisek. Każdy wali cukier do produktów, bo wszyscy lubią słodki smak. Narkotyczna przyjemność. Ale o tym jak działa, można zobaczyć próbując go chociażby ograniczyć. Boli głowa, ciągnie na słodkie. Kiedyś odstawiłem już na kilka miesięcy, jednocześnie bardzo dobrze i bardzo ciężko to wspominam.

 

Co będzie następne? - Uregulowanie wypoczynku nocnego. Może wypijanie mniej kaw. Choć po zmianie pracy na mniej stresującą, już piję ich mniej. Przychodzi mi do głowy jeszcze zmiana nawyków żywieniowych, ale kompleksowa. O tym kiedy indziej. 

 

Pozdrawiam ciepło i serdecznie

 

Z głębin

 

 

Zwijam na urlop
02 sierpnia 2023, 00:18

 

 

Dzisiaj krótko. Czasu nie mam. Pakowanie trwa w najlepsze. Wakacje czas zacząć. 

 

Pierwszy dłuższy urlop od dwóch lat. Póki co deszczowo i nie zapowiada się w pierwszym tygodniu na odmianę aury. Połowa bagażnika zawalona zabawkami wcale zatem mnie nie dziwi. 

 

Wakacje tak naprawdę ma dziecko. Póki samodzielnie nie pojedzie na jakiś obóz czy kolonię, to żadne z tych czujnych "oczu dookoła głowy" nie ma prawa 

do odpoczynku. To czas w głównej mierze odcięcia się od pracy zawodowej. 

 

mimo wszystko

 

Liczę, że uda się odciąć od internetu, od komórki i przede wszystkim w jakiś sposób złapać oddech w tym kołowrotku. 

 

Wracam z nowymi wpisami w połowie sierpnia. 

 

 

Pozdrawiam ciepło i serdecznie

 

Z głębin